Nad zbocze świerkiem porośnięte
zza gór przyleciał halny wiatr,
i coraz bardziej się rozpędzał
z siłą na ścianę lasu wpadł,
Gięły się przed wichurą
drzew konary
z trzaskiem łamały się gałęzie,
Smreki padały na kolana
płakały żywicznymi łzami
szumem błagały o ratunek
Lecz halny szalał bez litości
aż zmęczył się
i przyhamował
i w końcu pozbył się swej złości,
Na drodze,
którą przebył
zostały wiatrołomy
Drzewa leżały jak żołnierze
pobici w walce,
o śmierci, których nikt nie słyszał
Nad zielonym drzew rumowiskiem
zaległa wkrótce
smutna cisza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz