Pod koniec sierpnia czerwony fiat
Z wielką paradą pędził w świat
Mijały go drodze pola, zagony
Aż w Zakopanem stanął zmęczony
Nasze koleżanki na piątki się sprawiły
Mieszkanie u sympatycznej babci załatwiły
Łazienka była na miejscu
Choć local niezbyt bogaty
Radia brakowało, ale były trzy koty
Dla rozchodzenia z Haliną
Poszłyśmy na Gęsią Szyję
A potem człowiek wiedział
Że ma mięśnie, że żyje
Przez kilka dni z rzędu
Słychać Hani jęki
Które konkurowały
Z wiadomościami “antenki”
Obowiązkowo co wieczór
Dziennik w Hyrnym leci
Potem Tim Sebastian
Naświetla sytuacje w świecie
Teresa z głowa w głośniku
I z palcem w radiowym gniazdku
Z przejęciem śledziła sytuację w Gdańsku
W dzień chodząc po szlakach, przez góry i lasy
Wieczorami miałyśmy polityczne wczasy
Pogoda była piekna i nie bolały już nogi
Trudno było sie zbierać do powrotnej drogi
Z tego też powodu już od pewnej pory
Wieczorami miałyśmy pożegnalne wieczory
W powrotnej podróży tak się dobrze gwarzyło
Że na wskażniku prędkości, kilometrów przybyło
Szczęściem pan milicjant w dobrym był nastawieniu
I skończyło się tylko na pouczeniu
A po dziesięciu godzinach witały nas bramy Lublina
Teraz przeżyte w górach chwile
Przybliżyć nam potrafi
Wspólne oglądanie zrobionych tam fotografii
Wiersz Elżbiety Chabros
Lublin, sierpień 1980
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz