sobota, 31 sierpnia 2013
Tęczowe marzenie
Marzenie - utkane ze wspomnień
Roztrząsane w pamięci
Podsycane wyobraźnią
Rośnie jak bańka mydlana
Z poczatku małe i szare
Potem ogromne i tęczowe
Aż rozpryśnie się o taflę rzeczywistości
Lub trafi na kant świata
I trzaśnie, nie wydając nawet dźwięku
Pozostawi po sobie odpryski piany
I zapach rozczarowania
Po pierwszym doświadczeniu, powinnaś przestać
Lecz nie potrafisz
A może nie chcesz
Są takie kolorowe i piękne
O wiele piękniejsze niż życie
Marzysz, by chociaż jedna bańka
Przetrwała i została z tobą
Lecz ona pęknie w złotym blasku
Lekka i delikatna
I znów rozczarowanie i ból
Prób robisz tysiące
Lecz efekt ten sam
Nie znajdziesz trwałości
Wśród mydlanych pian
Próżne twe wysiłki, próżne twe złudzenia
Tęczowe marzenia przejdą we wspomnienia
I albo z czasem nabiorą mocniejszych kolorów
Albo stracą barwy, kształty danych wzorow
I utkną gdzies w zakamarkach
Twojej wyobraźni
Wiersz Elżbiety Chabros
środa, 28 sierpnia 2013
Promień słońca
Wciąż cicho
Chwilami
Promień słońca zadźwięczy
Gdy dotknie twojej twarzy
I zostawi na niej ciemniejszą smugę
Swojego ciepła
Czasami
Przechodzi przez palce dłoni
Zachowuje ciepło pocałunku
I rozkosz dnia
Czasami
Zatańczy na oprawce okularów
Zaśpiewa dźwięcznym akordem
Odbijając się od twoich oczu
Czasami
Zalśni rubinem na ustach
Napełni barwą brzoskwini policzki
Złotem błyśnie na pierścionkach włosów
Wiersz Elżbiety Chabros
niedziela, 25 sierpnia 2013
Miasteczko Sozopol
Brukowane, wąskie uliczki
Urokliwe jak na obrazku
Kwitnąca juka na centralnym placu
Z pulsującymi studzienkami
Dobiega do ciebie zapach figowych powideł
I świeżych ryb
Zaczepiają straganiarze
Zachęcają do kupna winogron i papryki
Rybacy w porcie suszą sieci
A malarze pokazują swoje talenty
Ślęcząc nad sztalugami
Na ciemnych głazach schną
Poprane dywanowe chodniki
W poprzek ulic, dawnym zwyczajem
Powiewają na sznurach białe prześcieradła
Domki ocierają się jedne o drugie
Oddzielone przesmykiem grubosci człowieka
Drewniane okiennice kołysza się na wietrze
Słychać ludową muzykę
Małe cerkiewki obrośnięte dzikim winem
Zapadły się w ziemię
Schodzisz do nich po drewnianych stopniach
Jak do innego, starego świata
Wewnątrz śledzą cię oczy postaci
Ze średniowiecznych ikon
Wiersz Elżbiety Chabros
Bułgaria, Sozopol, 28 września 1981
sobota, 24 sierpnia 2013
Glarus
Usiądzie gdzieś nad głową
Przekrzywi biały łepek
Sfrunie na piasek plaży
Bez lęku przejdzie przed człowiekiem
Majestatyczny w locie
Płynie na skrzydłach białych
Spokojny na jesieni
Bojowy, gdy ma małe
Wyglądem przypomina mewy
Lecz przybył tu z północy
Nad Czarnym Morzem
Gniazdo uwił, tu się zadomowił
Glarus, jak nazwa kwiatu
Na wiosnę dzikim krzykiem
Swoją obecność wieści światu
Wiersz Elżbiety Chabros
Bułgaria, 28 września 1981
czwartek, 22 sierpnia 2013
Wczasy w górach
Pod koniec sierpnia czerwony fiat
Z wielką paradą pędził w świat
Mijały go drodze pola, zagony
Aż w Zakopanem stanął zmęczony
Nasze koleżanki na piątki się sprawiły
Mieszkanie u sympatycznej babci załatwiły
Łazienka była na miejscu
Choć local niezbyt bogaty
Radia brakowało, ale były trzy koty
Dla rozchodzenia z Haliną
Poszłyśmy na Gęsią Szyję
A potem człowiek wiedział
Że ma mięśnie, że żyje
Przez kilka dni z rzędu
Słychać Hani jęki
Które konkurowały
Z wiadomościami “antenki”
Obowiązkowo co wieczór
Dziennik w Hyrnym leci
Potem Tim Sebastian
Naświetla sytuacje w świecie
Teresa z głowa w głośniku
I z palcem w radiowym gniazdku
Z przejęciem śledziła sytuację w Gdańsku
W dzień chodząc po szlakach, przez góry i lasy
Wieczorami miałyśmy polityczne wczasy
Pogoda była piekna i nie bolały już nogi
Trudno było sie zbierać do powrotnej drogi
Z tego też powodu już od pewnej pory
Wieczorami miałyśmy pożegnalne wieczory
W powrotnej podróży tak się dobrze gwarzyło
Że na wskażniku prędkości, kilometrów przybyło
Szczęściem pan milicjant w dobrym był nastawieniu
I skończyło się tylko na pouczeniu
A po dziesięciu godzinach witały nas bramy Lublina
Teraz przeżyte w górach chwile
Przybliżyć nam potrafi
Wspólne oglądanie zrobionych tam fotografii
Wiersz Elżbiety Chabros
Lublin, sierpień 1980
niedziela, 18 sierpnia 2013
Echo
Na poszarpaną grań błękitem
Opada niebo firankami
Drzemie w szczelinach skał ukryte
Echo płochliwe
Ktoś gdzieś zawołał
Kamyk potracił końcem buta
I wnet ożyły puste góry
Za jednym, drugi w dół poleci
Pociągnie inne i już sznurem
Pędzi lawina, dżwięczy, gra
Aż w dnie przepaści rozbije się
Jak szkło zwierciadła prysła
Kamiennym śrutem legła w gruzy
Pył rozsnuwał się nad zwaliskiem
Zakrywał wszystko szarym prochem
Aż znieruchomiał kształt lawiny
Lecz echo błądzi, grzmi odbite
Zwielokrotnione skał załomem
I przechowało krzyk lawiny
Jej grzmotu dźwięk i szum kamieni
Jak piorun w klatce uwięziony
Co wyjścia szuka, tłukąc w ściany
Tak ono dudni, wciąż odbite
Od głębi pieczar nieprzebytych
Aż przyduszone chmur zasłoną
Umilknie wreszcie zmęczone
Jak lew zdrzemnie się, żeby znowu
Zbudzone nieostrożnym krzykiem
Przestraszyć głosem spotężniałym
Wzmocnione, skalnym żyć odbiciem
Lawina życie mu dodaje
Piorun go syci swoim gromem
Imiona dają zakochani
Echo zachowa wszystko w sobie
Jak pamięć gór zaklęta w kamień
Echo odpowie na pytanie
Przetworzy dźwięki, prześle słowa
Stary przyjaciel, dusza gór
Co postumenty skał ożywia
Bije jak serce, żyje, dudni
Wśród grani, hal i dzikich turni
Opada niebo firankami
Drzemie w szczelinach skał ukryte
Echo płochliwe
Ktoś gdzieś zawołał
Kamyk potracił końcem buta
I wnet ożyły puste góry
Za jednym, drugi w dół poleci
Pociągnie inne i już sznurem
Pędzi lawina, dżwięczy, gra
Aż w dnie przepaści rozbije się
Jak szkło zwierciadła prysła
Kamiennym śrutem legła w gruzy
Pył rozsnuwał się nad zwaliskiem
Zakrywał wszystko szarym prochem
Aż znieruchomiał kształt lawiny
Lecz echo błądzi, grzmi odbite
Zwielokrotnione skał załomem
I przechowało krzyk lawiny
Jej grzmotu dźwięk i szum kamieni
Jak piorun w klatce uwięziony
Co wyjścia szuka, tłukąc w ściany
Tak ono dudni, wciąż odbite
Od głębi pieczar nieprzebytych
Aż przyduszone chmur zasłoną
Umilknie wreszcie zmęczone
Jak lew zdrzemnie się, żeby znowu
Zbudzone nieostrożnym krzykiem
Przestraszyć głosem spotężniałym
Wzmocnione, skalnym żyć odbiciem
Lawina życie mu dodaje
Piorun go syci swoim gromem
Imiona dają zakochani
Echo zachowa wszystko w sobie
Jak pamięć gór zaklęta w kamień
Echo odpowie na pytanie
Przetworzy dźwięki, prześle słowa
Stary przyjaciel, dusza gór
Co postumenty skał ożywia
Bije jak serce, żyje, dudni
Wśród grani, hal i dzikich turni
Wiersz Elżbiety Chabros
Zakopane 1979
piątek, 16 sierpnia 2013
Góry
Mienią się góry kolorami
Poprzetykane nitką miki
Granity niby brokat złoty
Albo cygańskie lśnią kolczyki
Błękitne nocą, czarną sylwetką drą horyzont
Poróżowieją z rannym świtem
W mgły ustrojone welon
Co spływa w dół, ku ciemnym stawom
Okrywa wody płachtą mgławą
A obnażone górskie szczyty
Skąpane słońca promieniami
Dla jednych stają sie marzeniem
Dla innych łączą się z zachwytem
Kiedy wierzchołki pełne światła
W załomach jeszcze drzemie półmrok
Cienie się w mrokach skalnych kryją
Kreśląc po górach ciemne smugi
W złocie skąpane lśnią w południe
O zmroku w purpurowej szacie
Stoją, rubinem ciesząc oczy
I barwiąc chmury ponad sobą
Stopami zanurzone w mroku
Głowę w czerwonej topiąc barwie
Potem w fioletu ton przechodząc
Kolory gasną i płowieją
I szary pędzel wszystkie inne
Ucisza barwą swego tonu
I śpią już góry, otulone
Jak ciepłym szalem, białą chmurą
Nad którą ostre, skalne granie
Szafiry nieba noc ranią
Wiersz Elżbiety Chabros
Zakopane, 1979
Poprzetykane nitką miki
Granity niby brokat złoty
Albo cygańskie lśnią kolczyki
Błękitne nocą, czarną sylwetką drą horyzont
Poróżowieją z rannym świtem
W mgły ustrojone welon
Co spływa w dół, ku ciemnym stawom
Okrywa wody płachtą mgławą
A obnażone górskie szczyty
Skąpane słońca promieniami
Dla jednych stają sie marzeniem
Dla innych łączą się z zachwytem
Kiedy wierzchołki pełne światła
W załomach jeszcze drzemie półmrok
Cienie się w mrokach skalnych kryją
Kreśląc po górach ciemne smugi
W złocie skąpane lśnią w południe
O zmroku w purpurowej szacie
Stoją, rubinem ciesząc oczy
I barwiąc chmury ponad sobą
Stopami zanurzone w mroku
Głowę w czerwonej topiąc barwie
Potem w fioletu ton przechodząc
Kolory gasną i płowieją
I szary pędzel wszystkie inne
Ucisza barwą swego tonu
I śpią już góry, otulone
Jak ciepłym szalem, białą chmurą
Nad którą ostre, skalne granie
Szafiry nieba noc ranią
Wiersz Elżbiety Chabros
Zakopane, 1979
poniedziałek, 12 sierpnia 2013
Życiowa droga
Splecione dłonie
Co ciepło przekazują z serca do serca
Czułość płynie
I drga w koniuszkach palców
Płomień, co oczy blaskiem szczęscia złoci
Splecione ręce, jedna w drugiej
Obcości świata dziś nie czują
Jedność zamyka się ustami
A świat wewnętrzny ponad światem
Nikogo wokół dziś nie widzą
I nikt nie stanie in ma drodze
Przejdą przez wichry, wiry życia
Przeskoczą świat na jednej nodze
Oprzytomnieją już po latach
Emerytalne chwaląc chwile
I wspomną dawne, dobre czasy
Gdy żyli w słońcu jak motyle
A dziś pod rękę z panią laską
Kroczek po kroczku, pomalutku
Przeżywszy wielkie burze losu
Godzą sie cieszyć z małych smutków
Co ciepło przekazują z serca do serca
Czułość płynie
I drga w koniuszkach palców
Płomień, co oczy blaskiem szczęscia złoci
Splecione ręce, jedna w drugiej
Obcości świata dziś nie czują
Jedność zamyka się ustami
A świat wewnętrzny ponad światem
Nikogo wokół dziś nie widzą
I nikt nie stanie in ma drodze
Przejdą przez wichry, wiry życia
Przeskoczą świat na jednej nodze
Oprzytomnieją już po latach
Emerytalne chwaląc chwile
I wspomną dawne, dobre czasy
Gdy żyli w słońcu jak motyle
A dziś pod rękę z panią laską
Kroczek po kroczku, pomalutku
Przeżywszy wielkie burze losu
Godzą sie cieszyć z małych smutków
Wiersz Elżbiety Chabros
sobota, 10 sierpnia 2013
Taniec
Przewijasz się jak serpentyna
Rzucona w sylwestrowy tłum
Nogi znajdują na parkiecie
Pozostawiony tańca rytm
Chwiejesz się w tańcu jak w bukiecie
W który wiatr dmuchną z całych sił
Ręce jak białe lilie wonne
Do moich skroń wciąż wznoszą się
Pełzną po szyi do mych włosów
Serce napełnia dreszcz rozkoszy
A kiedy usta swoje składasz
Na moich, niczym na ołtarzu
W omdleniu czuję cię przy sobie
Serce z mym jedny rytmem bije
A złota chmura twoich włosów
To się podnosi, to opada
Oczy goraczką roziskrzone
Jak jasne gwiazdy poprzez chmurę
Przebiją blaskiem włosów tęczę
I czuję, że ten taniec jak magik
Serce moje męczy
Gdy pożądanie miłość wlewa
Jak ołów gorący w moje żyły
A potem biegniesz w inny koniec
Zostaję sama w środku sali
Widzę jak srebrem węża
Prześlizgujesz się między ludżmi
Jak się policzki twoje mienią
Biorąc kolor od płatków róży
A gdy orkiestra milknie wokól
Jak opar taflę wodną skrywa
Gasną twe oczy mgłą zasnute
Spada na czoło złota grzywa
W ostatnim tym tanecznym kroku
I siedzisz cicha jak uśpiona
W bezruchu białe tkwią ramiona
Głowa na ramię pochylona
Gdzieś patrzysz, o czymś myślisz
Błądzisz myślami zagubiona
Aż dżwiękiem zbudzi cię muzyka
I wleje życie w twoje członki
Zadrga w sukience, wejdzie w krew
I pójdziesz za nią jak na zew
Nie wiem, czy smierć by pokonała
I z objęć ją ciebie wyrwała
Patrząc na ciebie, myślę - Boże
Ona po śmierci w takt muzyki
Na Twoim będzie tańczyć dworze
A kiedy myślą z nieba wracam
Patrzę, gdzie w tańcu obracasz się
I oczy swe na tobie trzymam
I myślę - nimfa, nie dziewczyna
Rzucona w sylwestrowy tłum
Nogi znajdują na parkiecie
Pozostawiony tańca rytm
Chwiejesz się w tańcu jak w bukiecie
W który wiatr dmuchną z całych sił
Ręce jak białe lilie wonne
Do moich skroń wciąż wznoszą się
Pełzną po szyi do mych włosów
Serce napełnia dreszcz rozkoszy
A kiedy usta swoje składasz
Na moich, niczym na ołtarzu
W omdleniu czuję cię przy sobie
Serce z mym jedny rytmem bije
A złota chmura twoich włosów
To się podnosi, to opada
Oczy goraczką roziskrzone
Jak jasne gwiazdy poprzez chmurę
Przebiją blaskiem włosów tęczę
I czuję, że ten taniec jak magik
Serce moje męczy
Gdy pożądanie miłość wlewa
Jak ołów gorący w moje żyły
A potem biegniesz w inny koniec
Zostaję sama w środku sali
Widzę jak srebrem węża
Prześlizgujesz się między ludżmi
Jak się policzki twoje mienią
Biorąc kolor od płatków róży
A gdy orkiestra milknie wokól
Jak opar taflę wodną skrywa
Gasną twe oczy mgłą zasnute
Spada na czoło złota grzywa
W ostatnim tym tanecznym kroku
I siedzisz cicha jak uśpiona
W bezruchu białe tkwią ramiona
Głowa na ramię pochylona
Gdzieś patrzysz, o czymś myślisz
Błądzisz myślami zagubiona
Aż dżwiękiem zbudzi cię muzyka
I wleje życie w twoje członki
Zadrga w sukience, wejdzie w krew
I pójdziesz za nią jak na zew
Nie wiem, czy smierć by pokonała
I z objęć ją ciebie wyrwała
Patrząc na ciebie, myślę - Boże
Ona po śmierci w takt muzyki
Na Twoim będzie tańczyć dworze
A kiedy myślą z nieba wracam
Patrzę, gdzie w tańcu obracasz się
I oczy swe na tobie trzymam
I myślę - nimfa, nie dziewczyna
Wiersz Elżbiety Chabros
środa, 7 sierpnia 2013
To była miłość?
Z oczami wpatrzonymi w siebie
Szukasz przyczyny smutku i tęsknoty
Gubisz się w gąszczu rozmyślań, domysłów
Toniesz w głębinie pragnień i pożądań
Wewnętrzny ogień zrodzony z iskierki
Co się uczuciem kiedyś nazywał
Ogarnął burzę serca, umysł, duszę
Który do dzisiaj ślady swe wypala
To była miłość - zapytasz zdziwiona?
Te ciągłe wewnątrz rozgrywane boje
Ta ciągła walka, bicie się z myślami
Czasy udręczeń, wieczne niepokoje
Cóż z niej zostało?
Wspomnienie
Cierpienie
Garstka popiołu z wielkiego pożaru
Co objął serce moje, a ominął twoje
Każde zbliżenie tyś jak strażak gasił
Depcząc butami po gorącym żarze
Żałuję, żeś wtedy tak gorliwy
Rąk w ogniu mej miłości nie poparzył
Sprawdziłeś wszystko, najmniejsze iskierki
Gasły pod twoim lodowym spojrzeniem
Co mi zostało - wspomnienie, wspomnienie…
Wiersz Elżbiety Chabros
poniedziałek, 5 sierpnia 2013
Myśli moje dzikie...
Jak tabun dzikich rumaków po stepie
Co depcząc trawy nie wiedzieć gdzie goni
Tak myśli moje dzikie i złowrogie
Pędzą przez głowę podobną do koni
A huk ich kopyt ogłusza i straszy
I zebrać myśli wszystkich nie pozwoli
A gdy przycichną galopu odgłosy
Gdy masz nadzieję, żeś panem swej woli
Znów zawód - myśli wypełzną z czerepu
Jak z pustej butli po miodzie lub winie
I każda w swoją stronę kieruje się
Każda w otchłani domysłów twych ginie
A kiedy padasz bólem porażony
Kiedy nie myślisz o nikim, o niczym
I łudzisz się, żeś przejrzał świat
Jedna złowroga myśl z mózgu wykwita
I potężnieje jak ogromny kwiat
Wraca uparcie, do głowy się wciska
W szare komórki zapuszcza korzenie
I czeka, wciąż czeka, na twe orzeczenie
Po co, dla kogo, jest dzisiejszy świat…
Wiersz Elżbiety Chabros
sobota, 3 sierpnia 2013
Nieszczęście
Noc drzemie uśpiona w szafirowym niebie
Słucha szmeru liści rosnących na drzewie
Zapatrzona w anioły z twarzami bladymi
Które z połamanymi skrzydłami spadają ku ziemi
Widzi myśli lecące ku górze, jak ptaki
Co z krzykiem zderzają się o siebie
Słyszy szum ludzkich głosów
Stępiony przestrzenią
Widzi sowy, które budzą się z uśpienia
I gwiazdy, słyszy ich dziwną muzykę
Jak brzęczenie polnych koników
A gwiazdy migają jak zbite lusterko
Co upadło, i z brzękiem na kawałki pękło
Nieszczęście przyniesie - powiedziałby człowiek
Biorąc okruchy w swe ręce
Wiersz Elżbiety Chabros
Wiersz Elżbiety Chabros
piątek, 2 sierpnia 2013
“Nie lękajcie się”
Nie lękajcie się - te słowa
Słyszę wciąż od nowa
Gdy mi ciężko wśród szumu i zgiełku
Nie lękajcie się - te słowa
Jak drogowskaz na szlaku
Wskazują drogę do Boga,
Twoją drogę, w lęku, rozterce
Gdy z sił opadają moje słabe ręce
Nie lękajcie się - te słowa
Zaprowadziły mnie do Ciebie
Ojcze Franciszku - biedaczyno z Asyżu
Coś przytulał biedaków
Cieszyłeś się śpiewem ptaków
Pochylałeś nad mrówka małą
Kochałeś ziemie całą
Płakałeś, że Miłość nie jest kochana
Nie lękajcie się - te słowa
Jak otwarta brama
Która po wąskiej drodze prowadzi do Pana
Słowa, które dodają mocy
Aby działać, pocieszać, udzielać pomocy
Nie lękajcie się - słowa, które ciągle słyszę
Gdy z rozkrzyczanego swiata
Wejdę w błogą ciszę
Gdy czasem się zgubię,
Pozwalają wrócić do Ciebie - Panie
Wiersz Elżbiety Chabros
Lublin, 4 marca 2004
Subskrybuj:
Posty (Atom)